Trener gości Dusan Radolsky po meczu powiedział: "Wygrał zespół, który wykazał większe serce do gry" Trudno się z nim nie zgodzić...
W dniu wczorajszym piłkarze Dolcanu rozegrali mecz w ramach 32 kolejki I ligii. Rywalami ząbkowian był walczący o awans do T-Mobile Ekstraklasy zespół Termalici Bruk-Bet Niecieczy. Bramkę na wagę zwycięstwa zdobył Maciej Tataj.
Od początku spotkania przewagę mieli przyjezdni. Podopieczni Dusana Radolskyego częściej gościli na połowie rywala i starali się konstruować groźne akcje przed polem karnym ząbkowian. Już w piątej minucie swoimi umiejętnościami wykazać musiał się Rafał Leszczyński po strzale Karola Piątka. Pod koniec pierwszej połowy przyjezdni nieco zwolnili tempo gry. Piłkarze Roberta Podolińskiego nie potrafili jednak tego wykorzystać, bo zamiast starać się konstruować akcje ofensywne, rozgrywali piłkę w obronie. Nieliczne akcje ofensywne kończyły się zwykle na obrońcach.
Na drugą część spotkania ząbkowianie wybiegli bez zmian w składzie. Dużo zamieszania
w szeregach obronnych Termalici robiły akcje Damiania Świerblewskiego i Grzegorza Piesio. Po faulu na Piesiu arbiter podyktował rzut karny który "na raty" wykorzystał Maciej Tataj. Strzelec jedynej bramki opuścił boisko w 89 minucie, a w jego miejsce wszedł Marcin Stańczyk. Ostatnie dziesięć minut gry to huraganowe ataki Dolcanu na bramkę Termalici, które stwarzały coraz większe zagrożenie. Goście z każdą chwilą mieli coraz mniej siły, przez co ząbkowianie mieli zdecydowanie więcej miejsca na konstruowanie akcji. Był moment gdy Marcin Stańczyk mógł się stać bohaterem tego spotkania, ale niestety nie wykorzystał dwóch akcji sam na sam.
Dolcan niespodziewanie wywalczył bardzo cenne zwycięstwo nad trudnym rywalem.
W pierwszej połowie piłkarze z Ząbek dali się zdominować przeciwnikowi, ale dzielnie udało im się przetrwać napór. Druga część gry była zdecydowanie bardziej wyrównana, a po rzucie karnym ząbkowianie zdobyli zwycięstwo i są już naprawdę blisko utrzymania się w I lidze.
oprac: Iwona Potęga
na podstawie relacji Rafała Trojanowskiego i Krzysztofa Krajewskiego
foto: B. Śladowski